Nadrabiam zaległości

Tak, tak słowo się rzekło…

Pierniki upieczone i polukrowane. Dzieciaki naprawdę się chatkanapracowały. W sumie powstało dziesięć piernikowych chatek i trzy duże puszki pierniczków. Cieszą oczy!

 

 

 

Błękitna czapka gotowa i na dniach zostanie dostarczona nowejcz właścicielce. Jak słyszałam z bardzo wiarygodnych źródeł doczekać się już nie może 🙂

 

 

 

Druga para skarpet: „pozytywno-negatywnych” też jest już gotowa i cieszy właściciela.

sk.

 

 

 

 

 

 

Powoli i niepostrzeżenie nadrabiam zaległości. Istnieje nikła szansa, że Nowy Rok zacznę z czystym kontem i pustkami pod biurkiem 🙂 

Bez piernika Świąt nie będzie

Ostatnie dni Listopada. W mieście wszystko krzyczy Święta, Święta idą… Kupuj, spiesz się, sprzątaj, gotuj…

Ja przepraszam, ja tego nie czuję. Jeszcze nie upiekliśmy, piernikowych chatek, więc Święta wstrzymane.

Tradycją się już stało, że dopiero gdy korzenny zapach unosi się w całym domu, to znak, że nadchodzi Boże Narodzenie. W tym roku podobnie. Zaprosiliśmy znajomych z dziećmi i mamy bardzo ambitny plan upieczenia i udekorowania dziesięciu chatek. Wcześniej się udawało, gdy dzieci były mniejsze, to i tym razem powinno 🙂

A co słychać na froncie drucianym? Robią się kolejne skarpety- w wydaniu „pozytyw negatyw”- zostało mi sporo włóczki po zrobieniu pierwszych. Równocześnie robię, kolejną czapkę z daszkiem w kolorze błękitnym. Na potęgę produkuję kwadraciki i prostokąty na chodniczek… i jest jeszcze kilka innych zaczętych pomysłów, ale czekają pod biurkiem.

Tak się zastanawiam, czy zdążę przed Nowym Rokiem ze wszystkimi projektami. Chyba powinnam popracować nad sobą i kończeniem rzeczy zaczętych. W innym wypadku, będzie przybywać niedokończonych spraw, a tego nie lubię.                    

Ot, kolejne wyzwanie do realizacji jeszcze w tym roku. 😀    

Ile razy musisz się oparzyć?

Parę godzin poświęciłam na nauczenie się warkoczy. Mnogość wzorów strukturalnych i ażurowych jest oszałamiająca. Bardziej, mniej skomplikowane, ale wszystkie piękne. Pomyśleć tylko, że każdy pojedynczy wzór zależy od tego jak zrobimy pętelkę! Tak niewiarygodnie prosta sprawa…

Oj, chyba za bardzo odjechałam… a miało być o rękawicach kuchennych i warkoczach. Co ma jedno do drugiego zapytacie? Otóż warkocz, potrzebny by zrobić zdobną tasiemkę. Wykończę nią rękawice kuchenne. Mówimy dość poparzonym dłoniom! Też z tego powodu, uczyłam się pikować i szyć na maszynie.

ochr2Oczywiście, można zrobić ochraniacze na drutach czy szydełku, ale to nie to samo, co rękawice. Poza tym, już takie popełniłam. Z rękawicami wiąże się jeszcze jedno: poziom trudności, a trudności bardzo lubię… pokonywać! 

Na obecnym etapie mam przygotowane, rękawiceskrojone i przepikowane części na rękawice. Tasiemka jest w procesie tworzenia, pozostanie jeszcze tylko wszystko razem połączyć.

Muszę się pospieszyć, zbliża się sezon na pieczenie pierników i rękawice będą jak znalazł.

 

Skarpety na chandrę

skarpetyjpg Od paru dni mamy na Mazowszu zgniłą aurę. Tak , tak pamiętam, że to Listopad.  W zasadzie nie powinnam narzekać… a może to melancholia? Jakby trochę mniej energii, kolory jakieś zmokłe, nikt na ulicy na nikogo nie patrzy, tylko szybko przemyka by schronić się przed deszczem.

Chandry  długo u mnie nie trwają. Okazało się, że nie ma po nich śladu, gdy mam kilka motków nowej włóczki i „wielki plan” dotrzymania- w końcu!- obietnicy: zrobienia skarpet. Ten projekt długo we mnie dojrzewał i stało się! Jesienna szaruga wpływa stymulująco. Przeszukałam Internet w poszukiwaniu wzoru. Odpowiedni znalazłam, nabrałam oczka na druty i zaczęłam dziergać. W połowie pierwszej skarpety dotarło do mnie, że od dawna nie miałam takiej frajdy z robienia na drutach. Może to wymagający projekt, a może przyjemna włóczka- nie jestem pewna, ale nie przerywam pracy bo nie mogę doczekać się efektu końcowego. Może warto wspomnieć, że to moje pierwsze skarpety 🙂 

Obłaskawić „potwora”

Pamiętacie moje usilne próby nauczenia się szycia na maszynie? Tak, wymówek już nie będzie – mam to „cudo” w domu. Nie, nie przeceniajcie mnie, chęci są, ale i respektu spora doza. Dlatego od paru dni uczę się i próbuję: zmiany nici, przeszywania tkanin różnych grubości i tym podobnych podstawowych rzeczy związanych z obsługą maszyny. Przy okazji tych manewrów i praktyk pojawiło się kilka nowych pomysłów, ale ponieważ są w fazie testowej- bo będę musiała skorzystać z maszyny i dopiero jak uda mi się to zrobić dobrze- pochwalę się i pokażę zdjęcia. Obłaskawianie trwa 🙂

Nie wszystkie projekty są owiane tajemnicą, otóż trochę myślałam nad własnym znakiem graficznym i wyszło coś takiego:

druciaknatalii_logo

Jak się Wam podoba?

Inny projekt, który chodzi mi po głowie, to stworzenie chodniczka z resztek i końcówek włóczki. Puki co, kompletuję kłębki w tonacjach fioletów, zieleni i błękitów. Trochę czasu zajmie zrobienie odpowiedniej ilości kwadratów i prostokątów, ale myślę, że efekt końcowy będzie ciekawy. W każdym razie „pierwsze koty za płoty” już są: sześć gotowych elementów. 🙂DSC_0825 kwadraty

Przed Mikołajem mam plan przygotować kilka podkładek ceramicznych, wykończonych w moim stylu.

DSC_0762 podkładka

W kuchni zawsze brakuje podkładek pod gorące naczynia… by temu zaradzić i wyjść naprzeciw potrzebie mam już parę gotowych. Teraz tylko mała namiastka. Na stronie: ornare.pl pod koniec Października, a najpóźniej w połowie Listopada będzie można wszystko obejrzeć. 

 

Październik pachnie wiatrem

Delikatnie i po cichutku, żeby nie przestraszyć, zaznaczę, że piękną- „Złotą jesień” mamy na Mazowszu.

lav stykW związku z tym, iż słońce zagląda każdym oknem, a na dworze pachnie wiatrem i suchymi liśćmi, postanowiłam się z Wami podzielić i trochę pochwalić ogrodniczymi dokonaniami tego sezonu: obiecane podsumowanie.

Zaczynając od lawendy. Niestety, żadna z roślinek nie zakwitła. Przyjdzie poczekać do przyszłego lata, ale przypomnę, że zaczynałam od wysiania nasionek, dbania o sadzonki, a teraz mam już krzaczki lawendy. Niby nic… i przykro, bo bez kwiatów. Pól lawendowych w skali mikro w tym roku „nie budiet”. 🙁

Pamiętacie granat? Ten się zmienił… i bardzo urósł. Tak, tak to ta sama roślina, tylko parę miesięcy później- w większej doniczce i z dobrą, nawiezioną ziemią.

 granat styk

Trzykrotkę „Znajdę” też powinniście kojarzyć, bo znalazła się u mnie, całkiem niedawno. Jest dowodem na to, że niektórym roślinom, naprawdę niewiele trzeba by rosły i wyglądały okazale.

 trzykrotka styk

Czy można ten sezon uznać za udany? Raczej tak. Mam nadzieję, że i Wasze rośliny urosły i są gotowe na nadciągający nieubłaganie okres zimowy.

Przygotowania

Trwają wielkie przygotowania do sezonu jesienno-zimowego. Gromadzę rozmaite włóczki, druty wszystkich możliwych rozmiarów oraz hurtowe ilości szydełek i igieł. Tak, tak mam trochę miejsca bo oddałam pożyczoną maszynę, a w przyrodzie równowaga musi być 🙂

zapasy

Przy okazji tych działań, okazało się, że w moim otoczeniu jest sporo osób, które kiedyś też lubiły robić na drutach lub szydełku. Jednym słowem zyskałam źródło wiedzy i inspiracji do dalszego tworzenia.

Zabawnie wygląda wyraz zaskoczenia i niedowierzania na twarzach osób, które znają mnie od dłuższej pory, a dowiedziały się właśnie, czym się zajmuję… Usłyszałam nawet zarzut, że się ukrywałam ” A w ogóle, to takie do mnie niepodobne” !

Jedna wielka niespodzianka 😉

Skoro zaczęłam o niespodziankach, w Październiku rusza strona, gdzie będzie można  dokładnie obejrzeć i zamówić moje włóczkowe wyroby oraz inne skarby i łakocie, ale o tym puki co sza. Zainteresowanych proszę o jeszcze chwilę cierpliwości.

 

Ocalony

„Jeszcze zanim wsiadłam do windy zobaczyłam Go. Wyglądał nietęgo. Złamany, porzucony- pamiętam,  pomyślałam wtedy: „Jeśli będziesz tu gdy wrócę , to się Tobą zaopiekuję”.

Tak mógłby zaczynać się jakiś ckliwy romans, ale nie o taki romans tu chodzi. Przedstawiam Państwu amanta  z windy:

trzy1

Dziś wygląda już dużo lepiej i miejmy nadzieję, tak już zostanie. Tym sposobem zyskałam kolejną roślinkę. „Znajda” to Trzykrotka- bardzo łatwa w uprawie i szybko rośnie: potrzebuje ziemi uniwersalnej z dodatkiem piasku dla trzykrotek barwnych. Przesadza się ją i nawozi na wiosnę, podlewa gdy ziemia z wierzchu sucha.

trzykr2 

 

Koniec lata…

Koniec lata okazał się bardzo pracowity. Jak wcześniej wspominałam próbuję obłaskawić maszynę do szycia. Efekty są coraz lepsze, im więcej szyję tym mniejszy mam opór i tym mniejszy jest opór materii 🙂

Poważyłam się nawet na wszycie podszewki w szydełkową torebkę. torba 2x 

W kolejce czeka przerwane pikowanie i wszycie zamka błyskawicznego. Tak, na tym polu się dzieje. Jednak robienie na drutach i szydełku pozostaje moim ulubionym zajęciem. Ponieważ zbliża się sezon czapkowo-, szalikowo-, swertowo-jesienno-zimowy, szykuję druty i włóczki na wzmożoną działalność.

Pierwsza czapka została już oddana. Wzór był tworzony na podstawie uszytej czapki. Nie do końca wyszedł jak oryginał postanowiłam jednak popracować i dopieścić ten wzór. czapka 2x Bo to takie w moim stylu, kolejna przeciwność, którą trzeba pokonać. 

Trzecie podejście :)

Mówią: „do trzech razy sztuka”… no zobaczymy czy w moim przypadku mądrość ludowa się potwierdzi. Już tłumaczę o co chodzi: otóż, dość dawno bo 20 lat temu uparłam się by nauczyć się szyć na maszynie. Uprosiłam nawet koleżankę, kształconą w temacie by udzieliła mi kilku lekcji. Sprawa wydawała się prosta:  zapoznać się z zasadami działania szyjącego ustrojstwa, usiąść i szyć oczywiście- … o naiwności! Teoretycznie banalne, ale tylko teoretycznie. Ilse poddała się po trzeciej, nomen omen, lekcji. Byłam tak niecierpliwa, że nie potrafiłam przeszyć prosto materiału na odcinku 20 cm. Ciągle coś mi się podwijało, przesuwało, to na prawo, to na lewo…totalna katastrofa! Im bardziej się upierałam by szyć, tym gorsze były efekty. Nie wspominając o krytycznie wysokim poziomie zdenerwowania, co również nie pomagało, ani mnie ani biednej Ilse, która wychodziła z siebie, by po raz kolejny wszystko mi pokazać i wytłumaczyć. A ja zapominałam, opuścić stopkę, zdjąć nogę z pedału, równo trzymać materiał…

Druga próba, później jakieś 6 lat, ale skutek ten sam- nie zjednałam sobie maszyny szyjącej.

Trzecia próba miała miejsce tydzień temu…i maszyna nie wybuchła, nie przeszyłam sobie palców i udało mi się przepikować część materiału. 

Zajęło to 1,5 godziny, ale o niczym nie zapomniałam i efekt był zadowalający: proste ściegi pod kątem, bez marszczącej się tkaniny.  

20140817_121401                        

Kolejny sprawdzian moich umiejętności tuż tuż, nie omieszkam donieść jak mi poszło 😉