Występne postępki

Tak, tak ten wpis to nawiązanie do koszmarnego kocyka, który popełniłam , brrr.

Jest nowa wersja, próbką chwaliłam się na fun pagu. Do różu i błękitu dodałam fuksję i trochę życia nabrało. Dodatkowo zdecydowałam się na zmianę ściegu z francuskiego na angielski i nie jest to moja perfidia ani podsycanie animozji między obu krajami tylko tak pasowało ;).

Co do gatunku włóczki jakiej użyłam jest to Merino Extra Fine Superwash, Dropsa. Wcześniej robiłam podobny koc właśnie z tej włóczki i zdał egzamin. Niewątpliwą zaletą takiej dzianiny jest możliwość wyprania jej w pralce co przy małych dzieciach jest koniecznością. Kolejną zaletą jest sama włóczka miękka i przyjemna w dotyku- chroni przed zimnem, ale nie powoduje przegrzania- dla maluchów z ich delikatnością i wrażliwością jak znalazł.

Dodatkowy kolor i zmiana wzoru sprawiły, że ilość motków nie zmieniła się: 5 motków- 25 dag, druty 5 mm.

Cała ta heca dała mi do myślenia… Przecież ubranka i akcesoria dla dzieci nie muszą być mdłe.  Rozumiem stonowane dla najmłodszych, ale poza maluszkami, nie bardzo rozumiem. Nie dociera też do mnie komercyjny podział: niebieski -chłopcy,  różowy- dziewczynki, z czego on wynika? Czy ktoś to rozumie? A może chodzi o to by przestać kupować w sklepach, a zamiast tego robić zakupy w sieci, gdzie wybór jest znacznie większy?

Kto zabroni wariatce

Rzeczona wariatka to ja, bo jak nazwać kogoś kto przez dwa dni robi koc, dokładając wszelkich starań by dobrze wyglądał, a gdy wszystko jest już skończone , a koc gotowy, … nie podoba się, nie podoba się! Jakiś taki mdły, bez wyrazu, cukierkowy do granic, fe. Nie pozostaje nic innego jak spruć ten horror i zrobić zupełnie nowy koc- myślenie wariatki. Niby wie, że gusta są różne. Nie wszystko co podoba się jej, podoba się innym i na odwrót, ale to niewiele zmienia. Ona i tak zrobi ten koc jeszcze raz. Nie chodzi też o to by ją przekonać że popełnia błąd- i teraz chórek głosów zaczyna protestować: ” nie rób tego ,koc jest w porządku” – próbuje połechtać jej ego… nie to nie działa na wariatkę. Ona już podjęła decyzję: będzie prute.

Oceniać można w różny sposób. Zwykle to robimy, nie mając pełnego oglądu sytuacji.  W tym przypadku chodzi o motywację. Ona jest wszystkiemu winna, bo ma być ładnie i się podobać- najpierw autorce , a jak jeszcze podoba się innym to, sukces. Kto zabroni wariatce?

Uskrzydlona

Nie mogę o tym nie napisać, po prostu. Mam niesamowitych znajomych. Po raz kolejny się o tym przekonałam. Zgadza się, w naszej kulturze tego się nie robi…nie mówi się dobrze o innych, bo nie. Na szczęście powoli zmienimy i te stare przyzwyczajenia- taką mam w każdym razie nadzieję. 

Zaczynam więc:

„Jesteście kochani, dzisiaj poczułam od Was masę serdeczności i wsparcia. I… urosły mi skrzydła 🙂 Każdy komentarz dotyczący moich prac, traktuję bardzo serio. A te dotyczące szala przeszły moje najśmielsze oczekiwania. Bardzo dziękuję.”

Moje prywatne niebo

Taki obrazek:  słychać delikatne dźwięki saksofonu Garbarka, przez okno wpada słońce, jakby chciało powiedzieć: ” Jestem tu”. W domu roztacza się zapach bzu. Wczoraj znalazłam dawno temu zapomniane świece zapachowe. A ja niezmiennie dziergam liść za liściem- taki wiosenny pejzażyk 🙂 To już naprawdę końcówka szala z jedwabiu, w perspektywie mam do zrobienia kocyk dla niemowlęcia. Już kiedyś popełniłam coś podobnego i ponoć zdał egzamin, a więc powtórka: wzór i kolorystyka inny bo nie lubię się nudzić przy pracy. W nieco dalszej przyszłości, czekam na zamówione Malabrigo Lace- w niezwykłym czerwono-rudym kolorze- będzie ognista bluzka mgiełka bo taka mi się wymyśliła. Pozostając przy rudościach, ponieważ poncho z golfem nie znalazło u Was uznania, postanowiłam zrobić coś kompletnie nowego. Wełna to taki wdzięczny materiał, gdy przestaje ci się coś podobać można zacząć od początku. Będę się chwalić postępami w pracy 🙂  

Pomysły są i znowu powstała cała kolejka projektów do realizacji. Jakie to szczęście, że akurat teraz wypadły ferie mazowieckie- będę mogła oddać się tylko dzierganiu. Niebo!