Tak, tak ten wpis to nawiązanie do koszmarnego kocyka, który popełniłam , brrr.
Jest nowa wersja, próbką chwaliłam się na fun pagu. Do różu i błękitu dodałam fuksję i trochę życia nabrało. Dodatkowo zdecydowałam się na zmianę ściegu z francuskiego na angielski i nie jest to moja perfidia ani podsycanie animozji między obu krajami tylko tak pasowało ;).
Co do gatunku włóczki jakiej użyłam jest to Merino Extra Fine Superwash, Dropsa. Wcześniej robiłam podobny koc właśnie z tej włóczki i zdał egzamin. Niewątpliwą zaletą takiej dzianiny jest możliwość wyprania jej w pralce co przy małych dzieciach jest koniecznością. Kolejną zaletą jest sama włóczka miękka i przyjemna w dotyku- chroni przed zimnem, ale nie powoduje przegrzania- dla maluchów z ich delikatnością i wrażliwością jak znalazł.
Dodatkowy kolor i zmiana wzoru sprawiły, że ilość motków nie zmieniła się: 5 motków- 25 dag, druty 5 mm.
Cała ta heca dała mi do myślenia… Przecież ubranka i akcesoria dla dzieci nie muszą być mdłe. Rozumiem stonowane dla najmłodszych, ale poza maluszkami, nie bardzo rozumiem. Nie dociera też do mnie komercyjny podział: niebieski -chłopcy, różowy- dziewczynki, z czego on wynika? Czy ktoś to rozumie? A może chodzi o to by przestać kupować w sklepach, a zamiast tego robić zakupy w sieci, gdzie wybór jest znacznie większy?