Od kilku tygodni prowadzę regularną wojnę z owocówkami. Tak nic nie pomyliłam. Więcej, pamiętam, mamy styczeń. Według naukowców 2014 był najcieplejszym rokiem od conajmniej 130 lat. I może to, jest przyczyną pojawienia się owocówek. Tylko dlaczego u mnie?!
Walka jest nierówna. Przegrywam w niej ja i moje rośliny. Część ziół, została doszczętnie zjedzona: mięta padła, tymianek padł, bazylia walczy, ale wygląda słabo, a rozmaryn- rozmaryn dogorywa…
Inne ofiary to, avokado i papaja, wychodowane przeze mnie z pestki, mają bardzo pogryzione liście. Prawdę mówiąc nie wiem czy uda się je uratować. Największą stratą jaką poniosłam jest zupełnie zniszczona lawenda.
Wróg upatrzył sobie lawendę i w jej donicy założył wylęgarnię. Biedaczka nie ma szans. Próbuję jeszcze coś zdziałać z nadzieją, może choć jeden krzaczek przetrwa, ale chyba jestem skazana na porażkę.
Jak wspomniałam jestem sama, sojuszników brak. Końcem jesieni tak dobrze posprzątałam mieszkanie, że wszystkie pająki duże i małe spakowały się i wyprowadziły. Nauczka – nie należy sprzątać zbyt dokładnie! 🙂
W zaprzyjaźnionym ogrodniczym nabyłam specyfik. Miał pomóc nie szkodząc roślinom… jednak i on nie daje rady. Armia przeciwnika jest zbyt liczna. Jeśli wiecie, jak poradzić sobie z tą zarazą, proszę o pomoc!
A teraz spray w rękę i idę odeprzeć kolejny atak…