Do kosza z tym

Szydełko to takie niepozorne narzędzie. Do niedawna kojarzone z kołami gospodyń wiejskich, gdzie panie spotykały się by wspólnie podziergać, pośpiewać, a czasem wymienić informacje- czytaj: poplotkować.                                                

Czemu o tym piszę? Bo ostatnio obłaskawiam szydełko … bywa lepiej i bywa gorzej. O tym, gorzej, chcę Wam dzisiaj opowiedzieć. Miewacie dni gdy wszystko idzie nie tak? Ja miałam taki Wtorek! Absolutnie wszystko sprzysięgło się przeciwko mnie, czegokolwiek bym nie ruszyła kończyło się totalną katastrofą. Czarę goryczy przelał rozgotowany kalafior! Fu, ohyda! 

Wspominałam wcześniej, że lubię wyzwania. Odczynienie uroków też potraktowałam jak wyzwanie- moje znajome w takich sytuacjach spalają jakieś zioła, na msze dają 😉 Mam inny sposób. Najpierw drę mnóstwo materiału na pasy- patrz zdjęcie- cudowne uczucie pełna destrukcja.styk Następnie nawijam tak przygotowaną „włóczkę” na motek- trochę nużące i pod koniec można poczuć irytację, wtedy biorę największe szydełko jakie mam i zaczynam odczyniać uroki- z furią stawiam słupek za słupkiem, słupek…

Tym sposobem powstały dwa koszyczki materiałowe. Złe moce zostały przebłagane bo idąc za ciosem zrobiłam jeszcze dwa wełniane koszyki.kosz weł_ Naprawdę polecam, masz zły dzień, zmajstruj koszyk albo zdaj się na profesjonalistę w szydełkowym okultyzmie:)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *